środa, 24 lutego 2010

Fotorelacja z wernisażu w Bunkrze

Przedstawiamy kilka zdjęć z wczorajszych wernisaży w krakowskim Bunkrze Sztuki. Otworzono dwie wystawy: Konrada Pustoły Dark Rooms i Bartka Materki Klatka - obie do 11 kwietnia 2010 r.


Bartek Materka, Cecylia Malik, Patrycja Musiał


Dominik Kuryłek, Karolina Kolenda


Ewa Łączyńska, Agata Biskup


Łukasz Białkowski, Paweł Gardynik


Joanna Krawczyk, Magda Pytlak


kuratorka wystawy Bartka Materki, Beata Nowacka-Kardzis i Robert Kardzis


Agata Biskup i Rafał Nowicki


Katarzyna Barańska, Anna Seweryn i koordynatorka wystawy Konrada Pustoły, Beata Seweryn

Gratulując obu artystom wystaw, chcemy przeprosić za brak zdjęć z Dark Rooms - aranżacja ekspozycji pozwala delektować się pracami Konrada, ale nie znosi żadnej konkurencji ;)

poniedziałek, 22 lutego 2010

ulica smoleńsk 22/8 - czyli wystawa w procesie

Ulica Smoleńsk 22/8 to tytuł wystawy w procesie, ale też krakowski adres pod którym od blisko trzydziestu lat mieszkała rodzina sióstr i jednocześnie kuratorek projektu: Justyny Koeke i Cecylii Malik.

Po zmianie właściciela nieruchomości - Malikowie, podobnie jak pozostali lokatorzy kamienicy, zostali zmuszeni do jej opuszczenia. Mieszkanie, tuż przed wyprowadzką rodziny na kilkanaście dni, stanie się otwartą pracownią dla artystów zaproszonych do projektu i publiczności.

Przygotowania do projektu, możecie na bieżąco śledzić na blogu Ulica Smoleńsk 22/8.

środa, 17 lutego 2010

"Mamy kłopot z kłopotem"

"Mamy kłopot z kłopotem" to cytat z tekstu "Urzędasy, bez serc, bez ducha" Agnieszki Graff, który okazał się jakiś czas temu w Gazecie Wyborczej. Większość z was, zainteresowanych tematem NGO-sów, ma już pewnie jego lekturę za sobą.
Agnieszka Graff celnie diagnozuje problemy organizacji pozarządowych i zagrożenia przed nimi stające. Ale padają też ostre słowa o tym, że działając w trzecim sektorze sprowadzamy sami siebie do trybików w machinie neoliberalizmu.
Proponowane przez autorkę panaceum na tę sytuację czyli, upolitycznienie działań wszystkich NGO - sów jest dla mnie jednak dyskusyjnym i co najmniej niepełnym rozwiązaniem. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że tekst Graff został przez GW zredagowany i skrócony, otrzymał też krzykliwy tytuł nie pochodzący od autorki. Być może nie wszystkie jego intencje są więc przedstawione w artykule wystarczająco jasno i obszernie.

Prowadząc Fundację No Local, która jest przecież organizację NGO, doskonale czujemy presję systemu, o której pisze autorka, zaciekle bronimy się przed robieniem "usługówki" i mam nadzieje, że daleko nam do bycia "urzędaskami", nie cierpimy też na szczęście na utratę ducha i serca. Ale podobno lepiej zapobiegać niż leczyć więc, z uwagą przyglądam się dyskusji wywołanej przez Graff.

Kolejnym jej etapem było spotkanie zorganizowane przez Fundację im. Stefana Batorego. Jeśli sami działacie/ prowadzicie NGO i chcecie sprawdzić, czy cierpicie już na grantozę to warto przejrzeć relację "Rozum sponsorowany", która ostatnio pojawiła się na portalu ngo.pl

poniedziałek, 15 lutego 2010

George Condo w Sprueth Magers

Dziś post wizualny. Przy okazji otwartej niedawno wystawy Georga Condo "Family Portraits" w Sprueth Magers w Berlinie, mała prezentacja najnowszych prac tego amerykańskiego artysty na naszym blogu.













Więcej prac możecie znaleźć na stronach Sprueth Magers

niedziela, 14 lutego 2010

Praca i zamiecie śnieżne

W Fundacji dużo pracy. Przygotowania do dwóch marcowych wydarzeń trwają, nawet w skrajnie trudnych warunkach na trasie Warszawa-Kraków;)


Jak widać problemy z atakiem zimy nie omijają nawet I klasy Intercity

Pierwsze w Cieszynie, w Galerii Szarej - wystawa Przemka Czepurko Silnik/Engine - wernisaż 3 marca. Silnik to para-enviroment Przemka zbudowany poprzez zestawienie ze sobą prac odtwarzających/przedstawiających moment progowy wypadku, traktowanego tutaj jako ceremoniał przejścia, kiedy rządzące się autonomiczną logiką odczucie czasu i przestrzeni podlega subiektywizacji, a prawa fizyki przestają być punktem odniesienia.

Drugie w Krakowie, polsko-niemiecki projekt traktujący o bolesnym procesie gentryfikacji pt. ul. Smoleńsk 22/8 - otwarcie 16 marca, zakończenie z końcem miesiąca. Kuratorkami Ulicy Smoleńsk są Cecylia Malik i Justyna Koeke, współpracuje z nimi Kasia Maniak, a całość powstaje przy współpracy Fundacji No Local i niemieckiego Interventionsraum.
O akcji możecie już czytać i śledzić na bieżąco jej rozwój na blogu http://www.ulicasmolensk.blogspot.com/ i po dodaniu się do profilu Ulica Smolensk Facebooku.

I kilka zdjęć z podróży...


Gdzieś między Warszawą a Krakowem, szaro-bura Polska zas(y)pana, fot. MM


Gdzieś między Warszawą a Krakowem, szaro-bura Polska zas(y)pana, fot. MM

piątek, 12 lutego 2010

Thea Djordjadze

Drugą berlińską fascynacją rozwiniętą dzięki 5. Berlin Biennale jest twórczość Thei Djordjadze. Piszę o tym, bo jutro - to jest w sobotę, 13 lutego o 19.00 w FGF otwarcie, długo oczekiwanej przeze mnie, jej indywidualnej wystawy.

Może przyjmę zbyt osobisty ton, ale to była miłość od pierwszego wejrzenia, a jedno ze zdjęć jej pracy z Neue Nationalgalerie od dwóch lat widnieje na pulpicie mojego laptopa. Kilka razy próbowałam je nawet zmienić, ale jak na razie nie potrafię ;)


Thea Djordjadze, Neue Nationalgalerie, fot. M.Mleczko

W blogowym skrócie:

Jej prace często balansują pomiędzy abstrakcją, a reprezentacją. Na pierwszy rzut oka wydają się mocno wyabstrahowane, kiedy tak naprawdę są dobrze osadzone w rzeczywistości i teorii. Geometryczne, zimne formy z niemal poetyckim wyczuciem przełamywane są używanym przez nią materiałem - któremu, jak sama mówi nie raz się poddaje. Każdy szczegół to mała całostka (ensemble), będąca częścią otwartej całości. Wielka perfekcjonistka. Ale najbardziej lubię u niej element, nazwijmy to świadomego błędu w skrypcie.

Dla mnie jej prace są doskonałe w swojej niedoskonałości!



Thea Djordjadze, Neue Nationalgalerie, fot. M.Mleczko

Modernizujące, mocne, geometryczne formy, nawiązujące do architektury Neue Nationalgalerie rozbijane są organicznymi elementami, gipsowymi formami (stworzyła coś na kształt wystawy w wystawie). Długo byłam zaskoczona jak, analityczna i mocno nawiązująca do modernizmu artystka z tak wielką wrażliwością używa miększych form. Kiedy jednak dowiedziałam się, że przez wiele lat była asystentką Rosemarie Trockel stało się to jasne. A tym bardziej mój podziw dla niej wzrósł - w końcu nie jest to zbyt łatwe, pracując z mocną osobowością, stworzyć tak wyrazisty, własny sposób wypowiedzi artystycznej.


Thea Djordjadze, Neue Nationalgalerie, fot. M.Mleczko


Thea Djordjadze, Neue Nationalgalerie, fot. M.Mleczko


Thea Djordjadze, Neue Nationalgalerie, fot. M.Mleczko


Thea Djordjadze, Neue Nationalgalerie, fot. M.Mleczko

czwartek, 11 lutego 2010

Podglądactwo, 5 Berlin Biennale i Kohei Yoshiyuki

Wracając do wspomnień z Berlina, o których pisałam już w poprzednim poście, chcę napisać o dwóch poważnych fascynacjach, które zrodziły się u mnie po 5. Berlin Biennale kuratorowanym przez Adama Szymczyka i Elenę Filipovic.

Dziś pierwsza, znowu związana z berlińskim podglądactwem ;). Mam na myśli fotografie Kohei Yoshiyuki z lat 70., które prezentowane były w Kunst-Werke. The Park to cykl 54. czarno-białych zdjęć, robionych w podczerwieni nocą, w tokijskich parkach kochankom i towarzyszącym im voyeurystom. Żeby cykl miał szansę zaistnieć, Kohei musiał przeniknąć do fotografowanego środowiska i zdobyć ich zaufanie, stając się jednym z podglądaczy.


Kohei Yoshiyuki, from the series The Park, Gelatin Silver Print, 1971

Niektóre ze zdjęć są dość ostre. Dodatkowo nie mają one charakteru suchego reportażu - są pełne emocji fotografa, ale i voyeurystów. W pierwszym momencie wywołały konsternację - wrażenie, którego dawno w sztukach wizualnych nie czułam. Pomyślałam, że jak dla mnie, tabu zostało przekroczone - że artysta niejako wbrew mojej woli sprawił, że poczułam się jedną z podglądaczek, naruszających czyjąś prywatność. Dość szybko przyszła jednak refleksja i świadomość zderzenia z odmienną od europejskiej - kulturą japońską. W pierwszym momencie zachowałam się jak klasyczna biała, zbulwersowana europejka. Po chwili uświadomiłam sobie, że w ogóle nie mam prawa być niczym zbulwersowana, bo tak na prawdę na fotografiach nic zdrożnego nie ma, a sami uczestnicy zdarzeń raczej nie mieli nic przeciwko byciu obserwowanym ;)


Kohei Yoshiyuki, from the series The Park, Gelatin Silver Print, 1971


Kohei Yoshiyuki, from the series The Park, Gelatin Silver Print, 1971

Nie dość, że nic zdrożnego w nich nie ma, to same fotografie - ich kontrast, ziarno, dynamika i liryczność razem - dają zachwycający efekt. W zasadzie odchodząc od nich zastanawiałam się, czy to naprawdę miało miejsce, postaci i sytuacje były realne, czy całość to sprawna reżyseria Yoshiyukiego.

Całe to zamieszanie jakie powstało na kilka krótkich chwil w mojej głowie, ten absurdalny tok myślowy, który starałam się tu przywołać, uświadomienie sobie, że wpadłam w schematy myślowe, których na co dzień jestem świadoma i ich skutecznie unikam - bezcenne!

A przytaczane przez kuratorów porównanie cyklu Yoshiyukiego do twórczości Weegeego jest jak najbardziej trafne.


Kohei Yoshiyuki, from the series The Park, Gelatin Silver Print, 1971

O drugiej fascynacji, jutro.

środa, 10 lutego 2010

Kij i marchewka

Przeglądając stronę ngo.pl natknęłam się na fascynujące szkolenie. Myślę, że wszystkim freenalcerom i samo-zatrudnionym działającym w kulturze mogłoby się przydać ;)

19 lutego w godzinach od 17.30 do 22.00, Zespół Szkół nr 68, ul. Hoża 11/15 w Warszawie.

Nie mogę wręcz uwierzyć, że nie dam rady na nie dotrzeć do Warszawy - szczęśliwcy, którzy mają tak blisko i mogą! To doprawdy pech, że jedziemy w ten, a nie przeszły piątek. Dobra cena - za jedyne 100 PLN masz wyjątkową okazję poznać najnowszą technikę zaawansowanego zarządzania sobą. Nie zastanawiaj się zbyt długą, dołącz! Ilość miejsc ograniczona.

Serwis duchowy.pl i ks. Andrzej Sikorski zapraszają na warsztaty rozwoju osobistego: Kij i marchewka, zaawansowane narzędzia zarządzania sobą, które odbędą się 19 lutego 2010 w Warszawie.

Prowadzącym jest wybitna postać Konrad Milewski - autor cieszącej się wielkim powodzeniem książki "Niebo na Ziemi", coach i mentor, który zarządza przez charyzmatyczne przywództwo.

Polecamy zapoznanie się z pełnym ogłoszeniem pod tym linkiem. Naprawdę warto. Organizatorzy udowadniają w nim, że się nie lenią i naprawdę dobrze zarządzają sobą - poza suchymi informacjami, można przeczytać też komentarze szczęśliwców, którzy w warsztatach brali już udział.

poniedziałek, 8 lutego 2010

Nazistowskie grabierze i dzieła sztuki (George Grosz, Camille Pissarro)

W USA prasa komentuje dwa przypadki związane z roszczeniami wobec prac Grosza i Pissarra.

Niedawno nowojorski sąd oddalił pozew spadkobierców (bliżej nam nie znanych) George'a Grosza wystosowany wobec Museum of Modern Art (MoMA). Wnioskowali w nim o oddanie trzech prac - Portrait of the Poet Max Hermann-Neisse (with Cognac Glass) z 1927, Self-portrait with a Model z 1928 i Republican Automatons z 1920, które rzekomo zostały zagrabione przez nazistów w latach 30. Po analizie ich skomplikowanej historii, MoMA zaprzeczyła, by te dzieła zakupione do jej kolekcji między 1946 a 1954, pojawiły się na rynku w efekcie nazistowskich grabieży.


George Grosz's "Portrait of the Poet Max Herrmann-Neisse" (1927)

Druga sprawa dotyczy, leciwego już mieszkańca San Diego, który sądzi się z rządem Hiszpanii o prawo do obrazu Pissarra Rue Saint Honoré—Afternoon, Rain Effect z 1897 roku. Jak twierdzi 88 letni Claude Cassirer, płótno zostało odebrany jego babce przez nazistowskiego marszanda, kiedy uciekała ona z Niemiec w 1939 roku. Uznawany za zaginiony, rzeczony obraz Pissarra pojawił się na rynku w 1976 roku i został zakupiony przez Barona Thyssena. W 1993 roku przeszedł on na własność rządu hiszpańskiego razem z częścią kolekcji Thyssen-Bornemisza i znajduje się od tego czasu w Madrycie w Muzeum Thyssen-Bornemisza. Sprawa jest dość skomplikowana bo pan Claude Cassirer chce się sądzić w USA (walka o to trwa już od 2005 roku) - to raz, a dwa w 1958 roku, kiedy pracę uznano za zaginioną, jego babcia, Lilly, dostała rekompensatę od niemieckiego rządu w wysokości 120,000 marek (61,300 euro).


Camille Pissarro, Rue St. Honore: Afternoon, Rain Effects, 1897

Zainteresowani mogą przeczytać więcej pod dwoma linkami: Grosz - tu, a Pissarro - tu i tu.

sobota, 6 lutego 2010

Ordway Prize dla Artura Żmijewskiego

Creative Link for the Arts i New Museum ogłosiło tegorocznych laureatów Ordway Priz.
Nagroda jest przyznawana w dwóch kategoriach: "Artysta" i "Kurator/Krytyk".
Nominacji dokonują anonimowo krytycy, kuratorzy, dyrektorzy muzeów i artyści z całeg świata. Następnie listę finalistów wylania jury pod przewodnictwem Jennifer McSweeney, (Director of Creative Link for the Arts), Richarda Flooda, (Chief Curator at the New Museum).

W tym roku finalistami zostali Artur Żmijewski i Hamza Walker , dyrektor Education and Associate Curator at Chicago’s Renaissance Society.

Hamza Walker (na górze) i Artur Żmijewski

Każdy z nagrodzonych otrzymał 100 tys dolarów na dalszy rozwój własnych projektów - jest to jedna z najwyższych nagród przyznawanych artystom wspólczesnym.

środa, 3 lutego 2010

Tino Sehgal w Guggenheim Museum, Joanna Warsza w Goldex Poldex

29 stycznia Solomon R. Guggenheim Museum (komunikat prasowy możecie przeczytać tutaj) w NYC otworzyło indywidualną wystawę Tino Sehgala. Na jej potrzeby rotunda została całkowicie "wyczyszczona" - co daje widzom świetną okazję do obcowania także z architekturą. Wystawa, organizowana w ramach obchodów 50-lecia muzeum Guggenheima, składa się z dwóch realizacji. Na parterze można doświadczyć The Kiss, a rampę „zajmuje” This Progress. Więcej o samej wystawie w bardzo lekkiej recenzji NY Times tutaj.


A photo taken on an iPhone shows “The Kiss,” part of Tino Sehgal’s show at the Guggenheim Museum

Zazdroszczę tym, którzy nie mieli do tej pory styczności z Sehgalem. The Kiss po raz pierwszy widziałam na bb4 w 2006 roku kuratorowanym przez Maurizio Cattelana, Massimiliano Gioni i Ali Subotnick. Wchodzących do zrujnowanej kamienicy na Auguststrasse 24/25 widzów Sehgal przenosił w świat bezpowrotnie minionego przepychu.


Sala lustrzana na Auguststrasse 24/25

Na miejsce realizacji swojej pracy wybrał powstałą w 1913 roku za sprawą Fritza Bühlera salę balową, zwaną Bühlers Ballhaus, a po śmierci właściciela w trakcie I Wojny Światowej Clärchens Ballhaus - od imienia wdowy Clary, która prowadziła lokal do 1967 roku. Było to miejsce z wyjątkową, dość skomplikowaną historią, wokół którego narosło niemało mitów. Wiadomo, że częstym gościem był tam fotograf Heinrich Zille, a Otto Dix zaprojektował plakat, który funkcjonuje do dziś, mimo, że miejsce w międzyczasie zmieniło nazwę na Ballhaus Mitte.


Plakat Otto Dixa

Pamiętam jak duże wrażenie zrobiła na mnie mieszanka wiszącej w powietrzu, niewypowiedzianej historii miejsca i tańczącej pary – interpretatorów jak mówi Sehgal. Tak się złożyło, że kiedy weszłam do środka, nie było tam nikogo poza tancerzami. Doświadczyłam całkowicie hipnotycznego wrażenia, mającego w sobie coś z podglądactwa i zmieszania/zawstydzenia. Siadłam w kącie, żeby, co dość zabawne, „nie przeszkadzać”. Czułam się trochę jak intruz, ale jednocześnie częścią większej całości. Mimo, że nie wolno mi było, chciałam zrobić zdjęcie, ale wydawało mi się, że mogę tym zniszczyć tę intymną sytuacje, w której uczestniczyłam. I nie powiem, nie bez znaczenia dla mojego zainteresowania był poziom przystojności tancerza ;) W każdym bądź razie, nagle ów tancerz popatrzył mi w oczy – zabieg dość zrozumiały, bo dzięki niemu wszystkie emocje, które do tej pory opisywałam zostały podniesione do zenitu – a ja zostałam przyłapana na podglądaniu. Ten gest i to spojrzenie sprawiło, że pokryłam się rumieńcem i speszyłam jak 13 latka. Następnego dnia wróciłam, ale czar prysł. Być może było to doświadczenie całkowicie niepowtarzalne. Idąc po raz kolejny wiedziałam też, co mnie czeka. A być może dzień wcześniej miałam szczęście być częścią wyjątkowo intymnego, bo tylko trzyosobowego spektaklu. Swoją drogą tancerz też się zmienił.

Wystawę polecamy, a w międzyczasie krakowian zapraszam do Goldexu Poldexu, gdzie we wtorek, 9 lutego o 19.00 Joanna Warsza poprowadzi wykład połączony z prezentacjami video Nie dla spektaklu – taniec konceptualny i krytyczny. O projektach Xavier le Roy, Jérôme’a Bela, Tino Sehgala, Grand Magazin, Yvonne Rainer.

A do tematu Berlin Biennale jeszcze wrócę.

wtorek, 2 lutego 2010

Potentat komputerowy, Michael S. Dell kupił archiwum agencji Magnum

W połowie grudnia 2009, jak wczoraj podał NY Times, dwie ciężarówki pełne archiwalnych zdjęć zbieranych ponad pół wieku przez agencję Magnum opuściły NYC kierując się w stronę miejscowości Austin w Texasie.

Archiwum agencji Magnum jest jednym z najważniejszych zbiorów fotograficznych 20. wieku. Składa się na nie ponad 180 000 dokładnie opisanych zdjęć. Mark Lubell, obecny dyrektor Magnum, podobno śledził GPSem całą podróż, co do sekundy.



Od momentu założenia w 1947 roku agencji przez Roberta Capa, Henriego Cartier-Bressona, George’a Rodgera, Davida Seymoura i Williama Vandiverta zdjęcia magazynowane były w siedzibie Magnum, która na przestrzeni lat przemieszczała się po Manhattanie. Jednocześnie prowadzono prace nad skanowaniem fotografii w celu przygotowania cyfrowego archiwum, a w związku z postępującą digitalizacją zasobów od 2006 roku mówiło się o sprzedaży zbiorów.

W poprzednim roku, po cichu, archiwum Magnum zostało sprzedane MSD Capital – prywatnej firmie inwestycyjnej należącej do potentata komputerowego Michaela S. Della, która doszła do porozumienia z Harry Ransom Center – imponującej zbiorami biblioteki i jednocześnie archiwum – znajdującym się w Austin na terenie University of Texas. Pierwszy raz zbiory dostępne będą publicznie na tak szeroką skalę.

Dyrektor Ransom Center, Thomas F. Staley, zapowiedział, że planują oni zeskanować wszystkie fotografie (Magnum zdigitalizowało ok. połowy zbiorów), poddać je badaniom historycznym i organizować wystawy skupiające się na fragmentach archiwum.

Ani Magnum, ani MSD nie chcieli komentować transakcji, ani podać kwoty na jaką opiewała – trzeba dodać, że sprzedano odbitki, prawa zostają w agencji i przy fotografach/ich spadkobiercach. NY Times powołując się na anonima mającego wgląd w sytuację podał, że Ransom Center ubezpieczyło kolekcję na ponad 100 milionów dolarów.

Tak jak inne agencje fotograficzne, Magnum w ostatnich latach notowało spadek dochodów – jest to efekt przekwalifikowywania się gazet i magazynów na obieg sieciowy, rozwoju amatorskiej fotografii i jej rosnącej popularności w Internecie. W planach Libella jest przeprowadzenie zmiany, która ma ukierunkować agencję Magnum (obecnie reprezentuje ona 13 spuścizn oraz 51 członków w tym m.in. fotografów takich jak Bruce Davidson, Eve Arnold, Susan Meiselas, Martin Parr i Alec Soth) na rozwój w Internecie, uniezależniając ją od papierowych publikacji, a stawiając na niezależność w dokumentowaniu i przedstawianiu światowych wydarzeń i kreowaniu trendów.

W ramach ciekawostek: najstarsze fotografie z archiwum Magnum pochodzą z czasów przed powstaniem agencji – są to prace Roberta Capa z czasów hiszpańskiej wojny domowej, a ostatnia pochodzi z 1998 roku, kiedy to Magnum przestało używać odbitek do dystrybucji zdjęć.