Natknęłam się w sieci na informację o konkursie FRESH ZONE dla studentów akademii sztuk pięknych, uczelni szkół wyższych, które posiadają kierunki artystyczne oraz studentów architektury, którego organizatorem jest Festiwal ArtBoom. Jak, nieskromnie, piszą organizatorzy zachęcając artystów do składania prac, "festiwal został określony jednym z najważniejszych wydarzeń artystycznych Krakowa".
Edycja festiwalu w roku 2010 ma zostać poszerzona się o prezentację najmłodszego pokolenia. Czytamy "obok światowej klasy twórców szansę będą mieli zaistnieć początkujący artyści". Pięknie. Całkiem chlubnie. Myślę, że jest to na tyle miły gest, że można zapomnieć o hasłach jak z agencji reklamowej kojarzących się z potraktowaniem sztuki jak produktu typu eleganckie piwo.
Zgłoszenia można nadsyłać jeszcze do 30 stycznia 2010 roku!
Celem konkursu jest m.in. "wyłonienie ciekawych twórców najmłodszego pokolenia oraz możliwość zaprezentowania ich w trakcie prestiżowego wydarzenia".
Do udziału w festiwalu wybranych zostanie 10 pomysłów. Jako nagrodę, szczęśliwi laureaci "otrzymują na realizację projektu 3000 zł. Budżet pokrywać ma wszystkie koszty związane z wykonaniem, realizacją i prezentacją projektu podczas Festiwalu ArtBoom 10-24 czerwca 2010 r." Ale to nie koniec. Z otrzymaniem nagrody wiąże się zobowiązanie uczestnika konkursu do udostępnienia "Festiwalowi ArtBoom nieodpłatnie autorskie prawa jednocześnie upoważniając Organizatora do ich prezentacji w nieograniczonym zakresie i terminie".
Martwi mnie to, co tak prestiżowe wydarzenie proponuje młodym artystom. Tej rangi festiwal, aspirujący do jednego z najważniejszych wydarzeń artystycznych w Polsce, powinien wziąć za punkt honoru wprowadzenia debiutantów w świat sztuki godnie Powinien reprezentować wysoki poziom nie tylko merytorycznie, ale też w samej realizacji przedsięwzięcia - uwzględniając "czynnik ludzki".
Przed oczami rysuje mi się natomiast zbyt gruba linia oddzielająca traktowanie "światowej klasy twórców" od "początkujących artystów". Za 3000 PLN, zapewne brutto, artysta ma przygotować projekt, zamknąć się w jego realizacji (dodajmy, że festiwal dzieje się w przestrzeni miasta, więc raczej nie mówimy o obrazie do white cube'u) i przekazać do niego prawa autorskie organizatorowi na wieczne korzystanie! Nie ulega wątpliwości, że będzie to bardzo prestiżowe dla debiutantów wziąć udział w festiwalu, niemniej jednak warunki wydają mi się, jak na tak wielkie przedsięwzięcie z ogromnym budżetem, nie do końca na miejscu. Za 30000 PLN festiwal (czy tylko festiwal?) załatwi więc sobie 10 realizacji do listy. Taniocha, a festiwal puchnie.
Mam szczerą nadzieję, że moje rozumienie tego konkursu jest całkowicie błędne i prace te nie zostaną potraktowane jak masowa produkcja na zamówienie.
2 komentarze:
porażka!
że ten fatalny Festiwal jest "prestiżowy" myślą chyba tylko sami organizatorzy!
3tys jako nagroda, wynagrodzenie za pracę i budżet na realizację projektu!? To jakiś ŻART...
Chyba, że w tym roku Art Boom zwany w Warszawie ART PLASK (w związku z żenującą identyfikacją graficzną, która wykorzystuje jakiś różowy kleks)planuje edycję mail art - ową ;)
W Krakowie też spotkałam się z tą, alternatywną nazwą festiwalu.
pozdr.
Prześlij komentarz