„Nie ma już człowieka pracy. Pozostał robotnik - ktoś gorszy, ktoś, komu się nie udało.” Tylko, kogo to interesuje, skoro robotnik we współczesnej kulturze właściwie nie istnieje? Po co komu zdjęty z cokołów (lub pozostawiony tam samemu sobie) bohater skompromitowanego systemem?
W Fundacji Galerii Foksal można było niedawno zobaczyć nowy film Anny Molskiej zrealizowany przez FGF przy współpracy bytomskiej Galerii Kronika.
„Tkacze” - obraz oparty na dramacie napisanym w 1892 roku przez Gerharta Hauptmanna, rozgrywa się, na przemian, w surowej scenerii przemysłowej hałdy gdzie siedzi dwóch górników i bezrobotny oraz w śląskiej kopalni węgla, gdzie trwa codzienna praca. Artystka do adaptacji wybrała tylko fragmenty literackiego tekstu, które zostały wykorzystane w dialogach.
Dramat Hauptmanna "Tkacze" opisuje bunt tkaczy śląskich z okolic Bielawy, który wybuchł w 1844 r., jego tematyka dotyczącą pracy i życia ubogich warstw społecznych wpisuje się w nurt charakterystyczny dla naturalizmu końca XIX w. Pierwsza prezentacja spektaklu miała mieć miejsce w Berlinie w marcu 1892 r. Nie doszła jednak do skutku z powodu interwencji cenzury. Tematyka „Tkaczy” budziła w tym czasie niepokój. Bano się, że przestawiona w dramacie nędza tkaczy i rewolucyjny wydźwięk pieśni "Krwawy sąd" mogą stać się elementem socjaldemokratycznej propagandy i doprowadzić do niepokojów społecznych wśród robotników.
Rok później udało się uzyskać zezwolenie na premierę. Specjalnie zawyżono ceny biletów by w teatrze znalazła się tylko „odpowiednia”, czyli zamożna publiczność – mimo tego wybuchł skandal. Hauptmanna chciano aresztować, a cesarz Wilhelm II po obejrzeniu przedstawienia ostentacyjnie zrezygnował z loży królewskiej w Deutsches Theater. Temat wyraźne był drażliwy. Podobne problemy z cenzurą sztuka przechodziła zresztą carskiej Rosji i w USA.
W Polsce, prasa nie poświeciła wiele uwagi "Tkaczom". Być może dlatego, że pierwsze polskie wydanie ukazało się w Londynie (1898r). Książeczka w formie niewielkiej broszurki, oprócz tekstu zawierała zapis nutowy melodii i słów "Krwawego sądu", czyli pieśni tkaczy. To ciekawy szczegół - zapis nutowy był pierwszym tego typu w wydaniach dramatu Gerharta Hauptmanna, a jego pojawienie się w polskim przekładzie prawdopodobnie wiązało się z osobistym spotkaniem tłumacza z pisarzem
Molska w swoim filmie poza fragmentami dialogów z dramatu, wykorzystała też pieśń tkaczy. Nie wiem, czy w oryginalnej wersji melodycznej, jednak ten zabieg przypomniał mi inny film, gdzie pojawia się bardzo podobna monotonna i posępna pieśń. Nie wiąże w całość obrazu, jak u artystki, ale nostalgicznie zamyka pewną historię. Tak się składa, że jest to również historia współczesnych górników. Chodzi o dość znany i wielokrotnie nagradzany film Michaela Glawoggera „Working man’s death” (2005) - "Śmierć człowieka pracy", a właściwie jego pierwszy epizod: „Heroes”.
„Heroes” przedstawia losy byłych górników. Nie ze Śląska, ale z jego z ukraińskiego odpowiednika, czyli Donbassu. Donbass jak kiedyś polski Śląsk był świetnie rozwijającym się zagłębiem węglowym. To tam Aleksiej Stachanow, górnik wykreowany w ZSRR na prekursora ruchu przodowników pracy, nazwanego później "ruchem stachanowców", w nocy z 30 na 31 sierpnia 1935, podczas jednej zmiany, wykonał 1475% normy w wydobyciu węgla. Bohaterowie Glawoggera ze Stachanowem nie mają nic wspólnego. Dawniej dumni, że są górnikami, teraz w „biedaszybach”, zwanych tam „pułapkami na myszy”, bo mają czasem nie więcej niż 50 cm wysokości, nawet nie na kolanach, tylko leżąc, drapią młotkami węglową skałę. Nielegalnie. Tylko kilka worków, żeby przeżyć, żeby nie zamarznąć, żeby nie zapić się na śmierć. Państwowe kopalnie zamykają w rejonie Donbassu, jedną po drugiej, ludzie nie dostają pensji, panuje atmosfera zupełnej rezygnacji i zniechęcenia.
„Working man’s death” to dokument, zupełnie inna kategoria niż praca Molskiej, ale ukraiński epizod jest bardzo interesującą korespondencją i ciekawym odnośnikiem dla widza „Tkaczy” - zarówno w warstwie treściowej, jak i wizualnej.
Ten sam ton skargi, podobne wątki, szarzy ludzie. Analogiczne w obu filmach kadry i motywy, zresztą uniwersalne dla ikonografii tematu w ogóle, akcentują monotonię górniczej egzystencji. Fragmenty „Tkaczy” kręcone w kopani przypominają kadry z dawnych, polskich kronik filmowych, ale także np. kadry z filmu Wilhelma Sasnala „Centrum”.
Z tym, że PRL -owskie kroniki kreowały górników na narodowych bohaterów, Sasnal jest od takiego ujęcia daleki, raczej skoncentrowany na wizualnym zapisie pracy człowieka pod ziemią.
Molska też wyraźnie unika heroizacji, na rzecz realistycznego spojrzenia, przez co możemy dostrzec jak bardzo wyblakł w naszych oczach, kiedyś dumny, obraz górnika – człowieka pracy. Dawnej temat wielki, dziś stracił moc.
Można uznać, że uniwersalna refleksja w przypadku obu filmów jest podobna, choć uzyskana innymi środkami, odpowiednio klasycznym odnośnikiem literackim i wieloczęściową konstrukcją „Working man’s death” (który pokazuje ciężką fizyczną pracę na Ukrainie, w Indonezji, Nigerii, Pakistanie, Chinach, by zamknąć całość smutnym obrazkiem z parku industrialnego w niemieckim Duisburgu).
W filmach widzimy jak człowiek pracy męczy się, napina mięśnie, poci, a mimo to go nie ma. Jego epoka przeminęła. Bezradny, narzeka, ale nie buntuje się. O swojej niezgodzie na świat może, co najwyżej mówić tekstem z przed stu lat – najwyraźniej ciągle aktualnym, ale skandal, który towarzyszył premierze „Tkaczy” Hauptmanna, jest dziś niemożliwy. Podjęte kwestie są zdecydowanie zepchnięte na pobocze zainteresowań współczesnej kultury zachodniej, w której etos pracy zanika. Dlatego „Tkacze” Molskiej, mimo ważkiej tematyki, wywołują nieporadne pytanie zdezorientowanych krytyków - po co?
3 komentarze:
ciekawe
blade
jasne
Prześlij komentarz