Mamy kryzys!
No chwileczkę, chwileczkę zanim ze znudzeniem porzucicie naszą stronę obiecuję, że nie będzie tu żadnego czarnowidztwa i pesymizmu.
Po przeczytaniu dziesiątek tekstów na temat kryzysu gospodarczego, gdzie autorzy wykazywali się różnym, ale zawsze wysokim lub bardzo wysokim, poziomem tendencji katastroficznych – też mam dosyć.
Jestem przekonana, że lektura tych ekonomicznych pesymizmów wywołuje u wielu osób napady paniki, zwiększoną częstotliwość wizyt w banku (lub choćby wirtualnym jego oddziale), obserwacje spadków i wzrostów kursu walut, ewentualnie kruszców. Z tych obserwacji żadnego pocieszenia - krajobraz jest mroczny, dominują w nim tajemnicze toksyczne papiery, ekscesy kredytowe i upadające giganty finansowe.
Rynek sztuki też zachowuje obowiązujący trend spadkowy - oto mamy zapowiadaną od dawna korektę… Ceny dzieł sztuki usytuowane w poprzednich kilku latach gdzieś w stratosferze, będą obniżać loty. Niedawne licytacje w największych domach aukcyjnych pokazują, że szaleństwa krezusów ustały, a ostatni, chyba, powiew dobrej koniunktury złapał w żagle Hirst, wysprzedając we wrześniu, za miliony funtów, magazyny swojej artystycznej manufaktury.
Czy się to komuś podoba, czy nie, mamy recesję.
I co teraz?
Recesja, czyli ciekawe czasy.
Recesja to jedna z dwóch faz tzw. cyklu koniunkturalnego - druga to ożywienie. Jedna następuje po drugiej, więc optymistyczna wiadomość jest taka, że teraz czeka nas właśnie ożywienie (niestety nie bardzo wiadomo kiedy, bo takie cykle mogą trwać od 2-3 lat do lat 40-60… więc na wszelki wypadek trzeba zaakceptować recesję). Proponuję, w myśl przysłowia - jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma – poszukać dobrych lub, chociaż ciekawych stron tych ciekawych czasów (z punktu widzenia /inwestora/widza/miłośnika/ sztuki oczywiście :)
Ostatnie londyńskie licytacje wypadły, co prawda fatalnie, ale zastanówmy się, dla kogo właściwie fatalnie – na pewno nie dla kupujących, bo
tak tanio dawno nie było!
Podczas gdy angielskie gazety obwieszczały, że rynek sztuki sięgnął dna, kilka osób dokonało bardzo korzystnych transakcji. Nie były to na pewno nowobogackie wyścigi rekordów, tylko rozsądne i przemyślane zakupy prac, które w innych okolicznościach osiągnęłyby znacznie wyższe ceny. Rozsądek przy zakupach towarzyszył kolekcjonerom (a już szczególnie kupującym dla inwestycji) z jeszcze jednego względu. Jakiego?
Będzie taniej!
Dlaczego tak myślę? Estymacje na licytacjach „skrojono” na miarę minionego okresu prosperity… Skutek: 50% prac w Christie’s nie znalazło nabywców. Tak być nie może, bo domy aukcyjne stracą wiarygodność i … dochody.
Teraz fajnie było by rozpoznać moment, kiedy będzie na rynku sztuki najtaniej – na pewno nikt nie poda takich informacji na blogach, (sorry, ale wtedy będziemy zajęci kupowaniem;), ani w mediach, chyba, że po fakcie. Zresztą wtedy już wszyscy zainteresowani będą wiedzieć i kupować – jak kupują wszyscy, przestaje być atrakcyjnie. Nie warto, więc wstrzymywać się z inwestycjami zbyt długo, czekając na dołowanie cen.
Najlepsze okazje i ciekawe propozycje trafiają się nie na końcu recesji, ale na jej początku (tak przynajmniej twierdzą specjaliści), czyli wypada, że właśnie teraz (szeroko pojętym teraz).
Już widzę wasze sceptyczne miny… Kryzys, tragedia, a ja myślę o inwestowaniu gotówki w sztukę – no cóż, przypomnę tylko znane giełdowe powiedzenie, adekwatne do aktualnej sytuacji
Kupuj, gdy leje się krew
Sprawdza się. Warto spróbować, choćby po to, żeby potem nie snuć nudnych (a niezwykle w Polsce popularnych) opowieści o tym, jak to mięliśmy okazję kupić za tysiąc złotych to, co teraz kosztuje sto tysięcy, na dodatek euro.
Na recesji mogą skorzystać nie tylko klienci indywidualni, ale również muzea – wraz z korektą cen na rynku sztuki wzrosną ich możliwości nabywcze. Najlepsze (i najdroższe) prace, które dotychczas znikały najczęściej w prywatnych kolekcjach, mają szanse wreszcie trafić do miejsc, dostępnych szerszej publiczności.
Poszukiwanie kolejnych zalety recesji wkrótce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz