poniedziałek, 29 września 2008

Undead Gallery - czyli gorzkie żale

0

W sobotę w Warszawie na Chłodnej 25 odbyło się spotkanie/konferencja pod hasłem UNDEAD GALLERY. Na prezentacji polskich niezależnych galerii powstałych po 2000 roku, połączonej z panelem dyskusyjnym, pojawili się ludzie z całej Polski.

Organizatorzy Monika Weychert i Piotrek Stasiowski zaprosili także nas jako Fundację No Local, nie jesteśmy, co prawda galerią, ale z niecierpliwością oczekiwałyśmy tego spotkania licząc na wymianę pomysłów i strategii działania niezależnych instytucji.


Konferencja zaczęła się od prezentacji poszczególnych inicjatyw, które sprowadziła się raczej do pokazania własnych osiągnięć i wystaw (najczęściej bardzo ciekawych) niż do opisu dróg działania i pomysłów na funkcjonowanie.

Pierwsza część dyskusji przyniosła prawdziwe rozczarowanie. Zaczęło się od skarg na problemy lokalowe, ciemne moce reprezentowali tu bezwzględni deweloperzy (casus PGR w Stoczni Gdańskiej), później narzekania było jeszcze więcej. Atmosfera niezadowolenia i beznadziejności podniosła mi ciśnienie, dowiedziałam się, że deweloperzy są okrutni, bo nie wspierają sztuki (a dlaczego deweloperzy mieli by ją właściwie wspierać, nikt się nie zastanawiał… Nie doszło też do wymiany myśli na temat tego jak ich ewentualnie zainteresować wspieraniem sztuki), urzędnicy są beznadziejni, bo sztuki nie rozumieją i nie dają na nią pieniędzy (tu Natalia Uziębło konstruktywnie zaproponowała szkolenia urzędników w temacie sztuki i pochwaliła NGO za organizowanie takich inicjatyw), dziennikarze są bezmyślni i piszą beznadziejne teksty, albo nie piszą w ogóle (przy tym nie pojawiła się refleksja nad realiami w dzisiejszych mediach i rolą informacji!), a pewnej chwili, w kontekście promocji, która pozwoli dotrzeć do osób jeszcze sztuką nie zainteresowanych, którzy na co dzień Obiegu nie czytają (może nawet nie wiedzą, że istnieje) padło kuriozalne stwierdzenie, że Ci widzowie także są głupi, właściwie niepotrzebni i po co niezależne organizacje mają o nich walczyć, skoro to są zadania publicznych instytucji.
W tym momencie szlag mnie trafił,
bo jakoś na kwestię odbiorcy jestem ogromnie wyczulona, uważam, że jest ważny i potrzebny, a nasze fundacyjne działania pokazują, że publiczność nie uczęszczająca do galerii na co dzień np. chętnie ogląda sztukę wideo w kinie – jest ciekawa świata i otwarta na to, co dla nich nowe.

Wydawało nam się z Gośką, że prostą, choć nie łatwą drogą do rozwiązania tych problemów egzystencji instytucji niezależnej są dwie kwestie: informacja o działaniach, promocja i szeroko zakrojone poszukiwanie funduszy na działalność (które, aby osiągnąć powodzenie musi stanowić istotny i często czasochłonny element pracy organizacji/galerii). Ku mojemu zdziwieniu w tej kwestii aktywnie (wyrażając opinie) zgodziło się z nami bodajże pięć osób! Opozycja lekceważąca te sprawy była liczebnie silniejsza.

Argumentami przeciw promocji i fundraisingowi były te mityczne pojęcia, dziwnie definiowane na spotkaniu – wolność i niezależność.

To, że pozyskujemy środki, szukamy sponsorów nie przeszkadza w poczuciu wolności i niezależności. Dla nas przejawiają się tym, że dzięki Fundacji No Local możemy pracować z kim chcemy i w jaki sposób chcemy. Po prosu, kiedy jakiś wniosek nas ogranicza i nie pozwoli podjąć przez nas pożądanych działań szukamy innego! Wydawało się, że to dość oczywiste kwestie – okazuje się, że nie.

Po dyskusji nasz znajomy, niezależny obserwator, zaproponował, że w jego komentarzem do zaistniałej sytuacji będzie kupno dla każdego z uczestników paczki chusteczek higienicznych. I pewnie to było by najlepsze podsumowanie.


Druga, wieczorna część dyskusji przybrała zaskakujący obrót (być może dlatego, że pojawili się nowi goście…). Właściwie był to zwrot o 180 stopni, przede wszystkim kwestia pieniędzy w sztuce przestała być traktowana jako ostateczne porzucenie ideałów, okazało się, że nawet da się je jakoś zaakceptować, można ewentualnie je zarabiać (np. tak jak f.a.i.t., byle nie tak otwarcie jak Raster i FGF, których praktyki zlokalizowano po ciemnej stronie mocy, zapominając zupełnie o wkładzie pracy, jaką tam włożono w wypracowanie ich dzisiejszej pozycji).

Ogólnie wymiana zdań poruszała się w niewyraźnych kategoriach, próbach (bezowocnych) określenia roli galerii niezależnych w stosunku do galerii komercyjnych i państwowych instytucji sztuki oraz deklarowania potrzeby refleksji teoretycznej na ten temat. Z całym szacunkiem dla teorii i historii – może jednak powinniśmy więcej działać niż mówić.

Po konferencji nasuwa się wniosek, że skoro ktoś umiejscawia się na marginesie to na pewno tam zostanie, skoro nie zaakceptuje rzeczywistych realiów to realia nie zaakceptują jego i następną konferencję trzeba będzie nazwać Dead Gallery, a chusteczki staną się niezbędne. Przekonanie o tym, że niezależność musi być amatorska, wzajemna rezerwa i niechęć do profesjonalnego podejścia menadżerskiego w sztuce może zakończyć się dla wszystkich klęską.


Pozdrawiamy wszystkie instytucje/organizacje/galerie, które jednak wniosły na spotkaniu powiew optymizmu.

Patrycja Musiał, Małgorzata Mleczko

21 komentarzy:

Anonimowy pisze...

ciekawe kto bedzie następcą/kontynuatorem FGF Rastra ??!!

Anonimowy pisze...

Byłem, przysłuchiwałem się, rozdziawiałem buzię ze zdziwienia (nie ziewałem, bo zdenerwowanie działa na mnie jak espresso). Wszystko to jako osoba "z zewnątrz", ot, zainteresował mnie temat spotkania.

Do tego o czym piszesz (odbiorcy głupi, dziennikarze niekompetentni i niezainteresowani, developerzy wyzyskujący, urzędnicy złośliwi) należy dodać jeszcze jedno: pojawiły się głosy nieprzychylne artyst(k)om. Tutaj starano się przynajmniej zrozumieć, że to też ludzie (sic!), mają swoje potrzeby etc.

Całość można streścić dwoma słowami: BRAK SZACUNKU. Taki elementarny, dla drugiego człowieka. Być może wynika on stąd, że właściciele galerii nie mają szacunku również dla samych siebie.

Prelekcje pokazały również, że galerie nie potrafią się prezentować i robią to bez uszanowania wcześniejszych ustaleń (każda galeria miała 15 minut na streszczenie swojej działalności, udało się to tylko kilku). Mogę sobie tutaj wyobrazić jak przychodzi głupi dziennikarz chcący napisać coś o niewdzięcznych artystach dla tych idiotów odbiorców (np. o problemach z przebiegłymi developerami lub złośliwymi urzędnikami) - ma to być coś, co zainteresuje czytelnika, ale właściciel galerii wie przecież lepiej co powinien ten ostatni wiedzieć, więc zrobi półgodzinny wywiad nie na temat i jeszcze będzie miał pretensje jak zwróci mu się uwagę, że czas kończyć.

Nikt nie zadał pytania po co wobec tego te galerie. Myślałem, że o tym będzie właśnie dyskusja: po co, jak, jakie problemy, na co uważać, zamiast gorzkich żalów, dzielenie się doświadczeniami.

Jakie wnioski dla mnie?

1) Gdybym został artystą, lepiej utrzymywać się z innych źródeł niż sztuka.

2) Gdybym został developerem, lepiej nie wchodzić w żadne relacje z galeriami.

3) Gdybym założył galerię, lepiej nie jeździć na takie spotkania.

Anonimowy pisze...

Do Twojej wypowiedzi warto dodać tylko jedno - to było spotkanie dla tzw. niekomercyjnych galerii.
Komercyjne działają dużo bardziej profesjonalnie i naprawdę się im chce. Ale nie były zaproszone na to spotkanie jako ta ciemna strona mocy.

Anonimowy pisze...

Nie bylam na tym spotkaniu, ale z zaciekawieniem przeczytalam info - i sie zdziwilam. Nie bardzo rozumiem, co biorace udzial w sympozjum ´podmioty´maja ze soba wspolnego. Na jakiej zasadzie odbywa sie ich dobor? Co je laczy? Jedynie to, ze nie sa panstwowymi instytucjami. Poza tym to ogromna roznorodnosc postaw. Proba laczenia ich jak niegdys w jakies iluzoryczne, idealistyczne wspolnoty to taki jakis dziwny manipulacyjny zabieg, sluzacy chyba tylko kilku animatorom spotkania. Zreszta, nie oklamujmy sie, istnienie wielu takich placowek ma podobny cel - promocje organizatorow i moze kilku osob z ich najblizszego otoczenia. W sumie ok, bo jaby mialo byc inaczej. Ale po co ta hipokryzja. Naprawde wystarczy przyjrzec sie strategiom wielu z tych miejsc i widac jak na dloni, komu zalezy na odpowiedzialnie pojetej wolnosci tworczej, jakiejs konsekwencji merytorycznej, na artystycznej jakosci i przyjaznej atmosferze miejsca, a komu na hucpie, imprezce, i wlasnej autopromocji. Jasne, trudno komus tego zabronic, ale po co ta szopka.
tak naprawde ta kolezenska promocyjka to o wiele gorszy obciach niz dzialalnosc galerii mainstreamowych i komercyjnych, one przynajmniej nie udaja. A niby-idealosci zbyt czesto zeruja na budowaniu iluzji, ze sa meczennikami w kraju filistrow, idiotow i konserwatywnej masy. To wlasnie populizm, ktory prowadzi tez do tworzenia taniej, podobno prowokacyjnej sztuki. Moze jednak warto mierzyc nieco wyzej.
Komentarz na tym blogu wydaje sie w tym swietle bardzo trzezwy i uczciwy. Gratuluje odwagi!

Anonimowy pisze...

No cóż tak to wygląda. Jedni brzydzą się pieniędzy, drudzy myślą tylko o nich. A przecież są jedynie środkiem, który pozwala robić to co chcemy i jak chcemy. Skoro wybieramy sztukę, potrzebujemy pieniędzy. Możliwości ich pozyskiwania jest wiele, kilka wymieniono w artykule.

Komercyjność sztuki nie jest grzechem, sztuka powstaje dla odbiorcy, wielu z odbiorców chce być posiadaczami dzieł, dlaczego im to uniemożliwiać? Oczywiście komercyjność jest obecnie rozumiana dwojako. Z jednej strony jest to Raster, FDF, Starmach z drugiej sklepy z obrazami. Wszędzie, jeśli właściciele wiedzą czego chcą można znaleźć wartościową sztukę.

Sztuka, która jest utrzymywana ze środków publicznych, nie jest niezależna. Musi sprostać wymaganiom urzędnika. Naprawdę lepiej samemu zarobić i robić co się chce, lub zdobyć grant czy pozyskać sponsora ale to wymaga wysiłku.

Brakuje zrozumienia dla takiego sposobu myślenia, lubimy być dotowani. Brakuje samodyscypliny i umiejętności stawiania wymagań samemu sobie, co pokazuje sprawozdanie z konferencji. Obwinianie wszystkich (odbiorców, media, kolekcjonerów) jest krzywdzące, bo zgadzam się oni wszyscy są zainteresowani współczesną sztuką, tylko niestety animatorzy kultury wciąż posługują się archaicznymi narzędziami organizacji i promocji sztuki. Powinni spojrzeć w lustro a nie szukać winnych.
Gratuluję autorkom trzeźwego spojrzenia. Pozdrawiam.

Małgorzata Mleczko pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Małgorzata Mleczko pisze...

1. [do anonima z g.13.00] Problem definicji słowa "niekomercyjny" jest w ogóle dość trudny. Przecież wiele fundacji posiada działalność komercyjną, ale ich dochody, zgodnie z podstawową zasadą działania fundacji, są przeznaczane na rozwijanie ich celów statutowych. I co z nimi? Dlaczego mają być wyklęte? W tej kwestii na Chłodnej 25 wypowiadała się Magda Kownacka z f.a.i.t. Smutny jest fakt, że musiała się z tego tłumaczyć. Na szczęście, jak mi się wydaje, odniosła sukces :)

2.[do anonima z 16.09] Piszesz dość ostro, ale zgadam się, że najważniejsza w tej całej dyskusji jest sztuka i to żeby działać merytorycznie, dbać o jakość i przyjazną artystom atmosferę miejsca.

3. [do blaga] Twój komentarz o instytucjach publicznych jest jak najbardziej trafny. Wcale nie są "niezależne" i o tym bardzo ciekawie opowiadała Kaja Pawełek z CSW. To widać na przykładzie wielu instytucji, jak np. biorącej w spotkaniu udział BWA Galeria Sanocka (Agata Sulikowska-Dejena), która musi borykać się z całą chmarą absurdów i lokalnym środowiskiem, ale walczy!

Pozdrawiam wszystkich i dzięki za wasze uwagi.

Małgorzata Mleczko pisze...

Usunięty komentarz był moim własnym, tak dla ścisłości.

pięta pisze...

Szkoda, że nie pogadałyśmy na miejscu, bo w zupełności się zgadzam i tylko cały czas nie mogę uwierzyć, że ta dyskusja utrzymywała się przez tyle godzin na jednym poziomie- ogólnej blazy i rozpaczy, a rozmawiając o tak oczywistych kwestiach, nie doszliśmy do jakichś prostych pomocnych w przyszłości wniosków. Jedyne co utrwaliło mi się w głowie to fakt, że właściwie nic nie ma sensu a o pieniądzach nadal nie umiemy rozmawiać, są be i już, tzn. wiadomo że są potrzebne ale zachowujmy się jak ostatni hipokryci, żyjący art powietrzem.
dzięki za głos rozsądku, ja też wrzucę coś na Starterowego bloga.
Anka Pięta STARTER

Anonimowy pisze...

dla mnie osobiście sporym zaskoczeniem była przede wszystkim rozbudowana postawa roszczeniowa (fundusze, lokal, zainteresowanie), w połączeniu z niezrozumiałą niechęcią do promocji (w sensie choćby jedynie szerszego informowania o tym co się samemu robi) oraz ogólnym z brakiem rozpoznania dostepnych narzędzi. z drugiej strony w spotkaniu uczestniczyło około 30 inicjatyw z całej polski (z perspektywy reprezentacji wrocławia, nie była to nawet połowa) - czyli całkiem sporo... i choć może nie dość równomiernie, za to chyba całkiem różnorodnie co do sposobu działania ;)

ad. komercyjności i niezależności - próba (re-)definiowania pojęć, a także sytuowania siebie w ogólnym obiegu jest zawsze pożyteczna, ale też - mając w pamięci poprzednie "starszych" spotkania - szansy na wspólne stanowisko być zwyczajnie nie mogło ;)

Anonimowy pisze...

M. Mleczko pisze : "Problem definicji słowa "niekomercyjny" jest w ogóle dość trudny. Przecież wiele fundacji posiada działalność komercyjną, ale ich dochody, zgodnie z podstawową zasadą działania fundacji, są przeznaczane na rozwijanie ich celów statutowych. I co z nimi? Dlaczego mają być wyklęte?" Natomiast wiele galerii komercyjnych dokłada własne odłożone albo zarobione gdzie indziej pieniądze do swojej działalności, bo widzi sens tego, co robi i nie chce robić tego za pieniądze państwowe (które łatwo pozyskać, jeśli się założy fundację), bo to właśnie kojarzy się im z całkowitą niezależnością. Rozumiem,że one powinny być wyklęte?

Anonimowy pisze...

tak, moze wczesniej ostro to wyszlo, ale...
niezaleznosc? W sztuce - zarowno na poziomie tworczym jak i kuratorskim, organizacyjnym - moze miec miejsce tylko wowczas, jesli mamy dochody z innego zrodla i przeznaczamy je na taka sztuke, jaka nam sie zywnie podoba. Tyle ze nalezy pamietac, ze wchodzac w jakakolwiek dzialalnosc zorganizowana budujemy samo przez sie nowy zalazek zaleznosci. KAZDY UKLAD JEST ZALEZNOSCIA! Jako artysci tez jestesmy uwiklani, jesli chcemy jakos zaistniec, nie wazne czy w obiegu oficjalnym, czy offowym. To, czy artyste ´odkryje´ kurator ´sieciowy´czy offowy oznacza podobne uwiklanie. A i tak wiekszosci zalezy docelowo na wystawie w Zamku czy innej duzej instytucji. ´Niezalezni´kuratorzy narzekaja, ze potem panstwowe galerie im podbieraja artystow...ale zapytajcie tych artystow, czy maja cos przeciwko temu ?;) A juz najzabawniej jest, kiedy te same osoby ktore tworza jakies niby offowe miejsce dwoja sie i troja zeby sie podlizac w Warszawie. Albo byc jakims dziwnym tworem pomiedzy offowym krytykiem(czka), kuratorem(ka) a wielkim parciem do bycia uzananym(a) artyst(k)a.
Ok ludzie, robcie swoje, ale czasem lepiej o tym nie mowic i nie pisac, bo hipokryzja az piszczy! I nie robcie takich sciemnianych sympozjow!

Unknown pisze...

od organizatorki
jakiś problem nie został zrozumiany
z całym szacunkiem dla no local
pracowałam na tym polu przez 7 lat z wielkim entuzjazmem - nie jestem autorką dwu-trzech imprez tylko ponad 300- dla publiczności właśnie, i nikt braku szacunku dla publiczności tam nie sugerował. koleżanka może nie zrozumiała. Chodziło o to, że jeśli coś promować to pewne idee a nie imprezy dla samych imprez. chodziło o to by bardziej pracować nad teorią niż wykazywać aktywność, która nic nie wnosi nowego.
buziaki
monika

Patrycja Musiał pisze...

Monika,
my doceniamy Twoją wieloletnią działalność i inicjatywę zorganizowania konferencji.

Jednak pojawiła się na spotkaniu opinia (nie twoja), że publiczność, którą można pozyskać drogą przedsięwzięć promocyjnych nie jest istotna dla niezależnej galerii, bo ta posiada już jakąś wąską grupę wyrobionych odbiorców i to powinno wystarczyć.

My się z tym nie zgadzamy, nie chcemy robić projektów wyłącznie dla grupy "zainteresowanych", chcemy tą grupę poszerzać. Między innymi z tego punktu widzenia promocja i informacja jest dla nas istotna.

Unknown pisze...

Odpowiedziałam nieco emocjonalnie przyznaję, ponieważ mam wrażenie, że byłam na trochę innym spotkaniu niż opisane przez Was. A nie lubię kiedy przypisuje sie mi intencje czy myśli, których nie reprezentuję -
odsyłam zatem do innych nieco relacji:
http://undeadgallery.wikidot.com/bec
http://www.spam.art.pl/index_artinfo.php?id=130
A swoją drogą to warto zawsze zanim się skrytykuje nadać ton. Przecież to było spotkanie a nie wykład. Jeśli nie odpowiadał Wam jego ton mogłyście go zmienić.
Zacytuję tu pewną pisarkę:
"Ale napisać tego nie chcieli. Krytycy."
buziaczki mww

Patrycja Musiał pisze...

Monika,
ani Gośka, ani ja nie milczałyśmy na dyskusji. Każda z nas wyraziła swoje zdanie, więc ta relacja nie jest krytyką biernego obserwatora.
To, że nie jesteśmy w swojej opinii o atmosferze spotkania na Chłodnej osamotnione, widać w komentarzach pod tym wpisem.

Bardzo dobrze, że zorganizowaliście to spotkanie, mamy wszyscy o czym myśleć.
pozdrawiam

Małgorzata Mleczko pisze...

Cześć Moniko!

Jeszcze słowo ode mnie. Tak jak napisała Patrycja brałyśmy udział w dyskusji, dość aktywnie. I to co nas zdziwiło, to fakt, że kiedy pojawił się z naszej strony postulat np. promocji, która tak mocno związana jest z poszukiwaniem środków, spotkałyśmy się z negatywną reakcją. Zdziwiło mnie to, że nie padły pytania o konkrety o to na jakiej podstawie się wypowiadamy, że dyskusja zeszła na udowodnianie nam jakim złem jest promocja i wręcz, że nie jest potrzebna itp. Prawdę powiedziawszy bardziej liczyłam na to, że wszyscy opowiemy sobie o tym jak pracujemy i tego brakowało od początku. A powiedzmy sobie szczerze, to organizatorzy powinni dbać o to, aby wszyscy trzymali się wyznaczonych przez Was reguł.

A to co opisujemy nie jest personalnym przytykiem, a chęcią wywołania jakiejś dyskusji. I wydaje mi się, że to, że o tym wszyscy rozmawiamy jest pozytywnym efektem spotkania.

Pozdrawiam!

Anonimowy pisze...

witam,
tak szybko i żywo komentując, nie uważam iż to spotkanie było ZŁE! Czy ktoś wykazał brak szacunku, czy coś tam... innego.
Uczestniczyłem już w kilku podobnych "zjazdach" i uwierzcie mi dopiero tutaj nawiązała się prawdziwa dyskusja! Być może nie wkroczyła ona na te czy inne tory, bo tropów do omówienia jest jeszcze cała masa. Było gorąco ale trzeba zwrócić uwagę że każda z osób reprezentujących jakieś miejsce czy działalność, porusza się w trochę innym kontekście. Nie wszyscy chcą trafiać do szerokiej publiczności (vide fundacja 36'6)i nie można im tego brać za złe, nie każdy jest chce podjąć się roli "edukatora" i przyciągać masy, dla innych ważna jest praca u podstaw. Czy nie jest to swoista niezależność? Nie twierdzę że popularyzowanie naszych działań jest bezsensu bo sam to robię, ale mi, nam na tym zależy bo: działamy na prowincji i generalnie nie ani konkurencji ani pomocy,
po drugie jesteśmy szaleni i staramy się robić wszystko co się da od warsztatów z dzieciakami po międzynarodowe projekty kuratorskie, publikacje, portal internetowy, czytelnię itd.
tak więc geografia jest mocnym determinantem działań. (Nie wyobrażam sobie z pozycji Cieszyna zakładania ze stworzę stajnię artystów, których promuję i pokazuję na targach, prawda?)

Mowa o kasie, jej braku i frustracja itd. no to przecież charakterystyka naszych czasów - jest coraz więcej ale cały czas nie tak jak trzeba.
Nie można powiedzieć że jest super ale wpadać w minorowy ton tez nie ma co...
Warto raczej "sprzedawać" sobie pomysły, jak i co i gdzie zdobyć. Można łączyć siły tworzyć wspólne projekty dzielić się doświadczeniem, a prezentacja tego co robimy pomaga o tyle że wiemy jakie działania i kogo są nam bliskie. Warto chyba wyciągnąć i wykorzystać te pozytywne aspekty spotkania a nie nakręcać animozje?!


Co do pracy codziennej to jest jak wszędzie są osoby kompetentne, ale ignorantów nie brak. Mnie też nie raz krew zalewała jak widziałem finalny artykuł i rozumiem że istnieją różne strategie w redakcjach itd... dlatego proszę nie odbierajcie tego personalnie "dziennikarze są do dupy". Bo problem istnieje, być może rzeczywiście po obydwu stronach.

tak czy owak kończąc ten przydługawy i zamieszany wywód, namawiam do wymiany doświadczeń, nie musimy tworzyć nowego portalu ale wymieńmy listy mailingowe, zapraszajmy się do współpracy przy projektach itd itp
z pozytywnym pozdrowieniem
Łukasz

Małgorzata Mleczko pisze...

Łukaszu dzięki za komentarz. Współpraca jak najbardziej. Właśnie Fundacja pracuje nad tym, aby wspólnie ze Starterem zrealizować projekt w Krakowie.

Pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

Jestem "spoza" środowiska. Jestem ewentualnym "odbiorcą" sztuki, aczkolwiek zainteresowanym wszelkimi jej aspektami.
Z dużym zainteresowaniem przeczytałam zamieszczone głosy. Gratuluję autorkom odwagi, przełamania stereotypów, a przede wszystkim zainicjowania tej zdrowej dyskusji. Często spotykałam się z opiniami, tekstami o tym, że pieniądze w sztuce są "be". Wszystko co z wiązane z "prawdziwą" sztuką oddzielone jes grubą krechą od kasy i broń boże nie może być kasą "zbrukane". Zawsze mnie to dziwiło, zawsze odczuwałam fałsz. Przecież najszlachetniejszy artysta, galernik, krytyk sztuki musi za coś życ!!!!!! Niezależność to nie jest brak pieniędzy !!!!!! Raczej jest to możliwość samodzielnego decydowania o tym co się robi, dla kogo się robi i jakimi środkami się to robi !!!!!!

Anonimowy pisze...

Troche pozno sie dolaczam do dyskusji, byc moze juz martwej. Ja bylam na tej konferencji spotkaniu czy jak to nazwac. Niestety musze stwierdzic, ze panowal tam totalny chaos pojeciowy. To mnie najbardziej porazilo. Po drugie nie rozumiem, dlaczego nie zostaly zaproszone galerie komercyjne, pokatnie wymieniano tylko ich nazwy, a wiec jak dyskusja mogla byc w tym wypadku "pelna"?. Maialam rowniez wrazenie, ze organizatorzy przyjeli jakies martyrologiczne postawy jednych walczacych o sluszna sprawe...a nie o to tu chyba chodzi i to na pewno sztuce ani artystom w niczym nie pomoze.
Pozdrawiam