niedziela, 6 kwietnia 2008

Drugie targi Art Dubaj

Między 18 a 23 marca w Dubaju miały miejsce już drugie targi sztuki Art Dubai. Impreza sponsorowana jest przez panującego Szejka Mohammeda Al-Maktouma i odbywa się pod patronatem jego syna, ministra kultury Szejka Majida Al-Maktouma.

Art Dubaj zgromadził 70 wystawców (dla porównania w 2007 było ich 30) z Iranu, Libanu, Bahrajnu, Australii, Korei, Ameryki, Europy i samego Dubaju. Jak podaje the Art Nwespaper najwięcej prezentacji poświęconych było sztuce Indii i Środkowego-Wchodu (w 2007 roku były to także pokazy sztuki Indii, ale też Zachodniej, której sprzedaż nie miała wysokich zysków, stąd jej tegoroczne ograniczenie).


Huma Mulji, Arabian Delight, 2008 .

Kto kupował? Charles Saatchi zakupił, przez pośredników, Arabian Delight – najbardziej kontrowersyjny obiekt targów ($8,000/£4,000). Jest to praca z 2008 roku, pakistańskiej artystki Huma Mulji – wypchany wielbłąd upchnięty do wielkiej, niebieskiej walizki! Saatchi zaopatrzył się także w duży portret grupowy autorstwa Jitish Kallat Untitled Eclipse 3, 2007 z Chemould Prescott Road Gallery (Bombaj) za mniej więcej $200,000/£100,000. Frank Cohen, kolekcjoner z Manchesteru kupił za €60,000/£47,000 figuracyjne studium drzew Absence in Cite, którego autorem Jagannath Panda z tej samej galerii.


Jitish Kallat, Untitled Eclipse 3, 2007.

Poza sprzedażą Chemould Prescott Road Gallery, dobrze szło Aicon Gallery m.in. z pracą India Shining z 2007 autorstwa Debanjin Roy, sprzedaną za $20,000/£10,000 – odlew przedstawiający pomalowanego na czerwono Ghandiego siedzącego przed laptopem.


fragment pracy Debanjin Roy, India Shining, 2007.

Zachodnie galerie nie były zachwycone wynikami, choć Rossi and Rossi, z pokazem indywidualnym tybetańskiego artysty Gonkar Gyatso sprzedał w zasadzie całą serię God (kaligrafie, kolaże, połyskliwe nalepki £16,500 per sztukę), a Buddha in our Time z 2008 duży obraz bóstwa został zakupiony przez Australijską White Rabbit Foundation za £45,000.

Targom Art. Dubai Fair towarzyszą satelickie Creek Art Fair, których założycielką jest Mona Hauser.

Czy zainteresowanie sztuką azjatycką i krajów arabskich jest przejawem kryzysu rynku sztuki w Europie (mam na myśli zmęczenie i znudzenie zalewającymi nas tysiącami nazwisk i ogromną ilością malarstwa, które jednak nie za wiele wnosi)? Czy z naszą europocentryczną kulturą i wynikającym z niej wychowaniem będziemy w stanie przyjąć tą twórczość? Sprzedaż sprzedażą, ale czy w ogóle możemy ją zrozumieć, czy wpadniemy w pułapkę czytania tej sztuki z zachodniej perspektywy? Ale nie jest to nowy problem...

Zapraszam na stronę Art Forum, gdzie znajduje się relacja z targów (też fotograficzna).

5 komentarzy:

malowane ciepłą wodą pisze...

,,mam na myśli zmęczenie i znudzenie zalewającymi nas tysiącami nazwisk i ogromną ilością malarstwa, które jednak nie za wiele wnosi”?

Ciekawy jestem, co ma wnosić według Pani malarstwo,a czego nie ma w jego współczesnej odsłonie?

Małgorzata Mleczko pisze...

Rynek sztuki, na Zachodzie, jest niezwykle rozwinięty. Ludzie kupują sztukę i ciągle szukają. Wydaje mi się, że tu pojawia się problem - przy dużym popycie na malarstwo, galerzyści, żeby nie wypaść z rynku, zmuszeni są szukać nowości. Kiedy oglądam oferty zagranicznych galerii często mam wrażenie, że sztuka prezentowana w ich znacznej ilości w dużej mierze opiera się na dekoracyjności. Nawet jeśli malarstwo jest technicznie dobre, nie za często wnosi coś nowego do historii sztuki. Nie poszerza dyskursu. Przy zainteresowaniu sztuką pozaeuropejskiego regionu pojawia się natomiast wiele stymulujących problemów: cały dyskurs postkolonialny, nowa tematyka, fuzja kulturowa, .... To trudne pytanie: "co ma wg. Pani wnosić malarstwo". Gdybym chciała to definiować, zostałabym artystką. Nie wiem. Po prostu szukam i obserwuję.

Anonimowy pisze...

Pani Małgosiu,
Lubie czytać Pani wypowiedzi - "rozjaśniają" w przekonujacy sposób zagadnienia sztuki współczesnej, co dla mnie ma duze znaczenie. W esencjonalny sposób wyjasnia pani zjawiska i problemy.

malowane ciepłą wodą pisze...

Że, rynek sztuki jest rozwinięty, i że mamy z czego wybierać to raczej dobrze.
Że galerzyści ciągle szukają nowości, to także nieźle, znacznie gorzej byłoby
gdyby przestali szukać. Ilu z nich znajduje, to inna sprawa,
ale wydaje mi się,że jednak malarstwo żyje, ,,coś wnosi”, oczywiście nie każde malarstwo.
Jeżeli mówimy o malarstwie, to wydaje mi się, że nie mówimy
o tysiącu wystaw w zeszłym roku, tylko o najlepszych dziesięciu
prezentacjach, bo to one dają progres. Malarstwo jest rozwinięte na taką skalę,że trudno wnioskować z większości(bylejakości).

Małgorzata Mleczko pisze...

"Jeżeli mówimy o malarstwie, to wydaje mi się, że nie mówimy
o tysiącu wystaw w zeszłym roku, tylko o najlepszych dziesięciu
prezentacjach, bo to one dają progres." To Twoje słowa. I właśnie to miałam na myśli pisząc o kryzysie, że na tysiąc wystaw mówimy i pamiętamy 10. Jasne szukajmy i pokazujmy, ale lepiej żeby ta dysproporcja się zmniejszała.